Strona głównaInspiracjeFestiwal Dobrego Smaku, Łódź, 8-9.06.2013 r.

Festiwal Dobrego Smaku, Łódź, 8-9.06.2013 r.

“There is no sincerer love than the love of food.”
George Bernard Shaw

Z miłości do jedzenia :)

25 restauracji, 9 kawiarni – tyle lokali przygotowało wyjątkowe dania z okazji Festiwalu Dobrego Smaku, który odbył się w Łodzi w dniach 6-9 czerwca. Opuścić takie wydarzenie? A w życiu! :) Chociaż mogliśmy przeznaczyć na tę imprezę tylko niecały weekend – odwiedziliśmy 8 restauracji i 2 kawiarnie i nie zawiedliśmy się! Naszą kulinarną podróż zaczęliśmy od zapakowania się do auta i otworzenia dwóch Tymbarków. Oto, co nam powiedziały:

podroz1

Hmmm, najwyraźniej Łódź to nasza Ziemia Obiecana, ale żeby od razu nieznana? ;)

Drugi kapselek sprecyzował:

podroz2

No fakt, zapowiadają upały…;)))

Nasz spacer zaczęliśmy w restauracji Kamari od dania Łódzka Gwiazda Udaje Greka. Okazało się, że jest to zawijas drobiowy wypełniony nadzieniem z suszonych pomidorów i szpinaku, podany z zabarwionymi na czerwono ziemniaczkami i sałatką warzywną z Vinaigrette. Do tego plasterek karamboli :) Danie wyglądało bardzo apetycznie, wszystko smakowało jak trzeba: kurczak jak kurczak, sałatka jak sałatka :) Niespodzianką były owe czerwone ziemniaczki – intrygujący pomysł. Pani kelnerka zapomniała tylko, że miała przyjąć od nas zamówienie na napoje – ale jak już jej przypomnieliśmy, to sprawiła się raz – dwa. Generalnie smacznie i interesująco, chociaż bez szaleństwa.
Kamari jest typową restauracją grecką, urządzoną w stylu rodem z Santorini, niebieskie stoliki i dekoracje sprawiają, że chciałoby się poczuć powiew morza. Toalety są porządne, przestronne i czyste, tylko kolorami nawiązujące do toalet w greckich knajpach portowych ;) W menu można znaleźć tzatziki, Halloumi z grilla, musakę, souvlaki, a także na przykład duszoną ośmiornicę, kalmary czy homara. Być może kiedyś warto będzie wpaść tu na sałatkę grecką i tzatziki :)

IMG_8591

Następnie wybór padł na elegancką Restaurację Kryształową. Tutaj serwowano Bitkę obiecaną w Łodzi nakręcaną, czyli pyszny i miękki kawałek wołowiny podany z knedlem ze śliwką, wszystko skąpane w sosie śliwkowym, a jako dodatek wystąpiła młoda kapusta. Bardzo smaczne, a dzięki śliwkom także wyjątkowe w smaku :)
Na stronie restauracji jest napisane: “Wiszące kryształowe żyrandole, czerwony dywan oraz ciekawe stare obrazy przenoszą nas w czasy wytwornych sal bankietowych.” Absolutna prawda – chociaż te sale bankietowe jednakże kojarzyły nam się ze świetnością PRL-u :) Obsługa bez zarzutu i te czerwone dywany…;)

IMG_8593

Kolejnym miejscem festiwalowym było bistro Zaraz wracam. Bistro skusiło nas pozycją Tres Gazpachos, czyli gazpacho andaluzyjskie, Ajo Blanco i Porra Antequerana. Dostaliśmy trzy spore kieliszki wypełnione kolorową treścią :) W pierwszym było gazpacho z jamón serrano i jajkiem, w drugim – biała zupa migdałowo-czosnkowa, w trzecim – zupa z pomidorów i papryki. Wszystkie trzy były interesujące, chociaż dość łagodne w smaku. Biały chłodnik był mocno sycący, a po zjedzeniu wszystkich zdecydowanie można było poczuć się najedzonym :)
Zaraz wracam jest chyba typowo studencką knajpką. Sądzę, że normalnie ominęłabym ją nie przyglądając się nawet bliżej – latka lecą, odwłok rośnie i wymaga coraz bardziej wygodnych siedzisk, a dusza – coraz mniej chaosu ;) Długotrwałe oczekiwanie na reakcję obsługi nie jest tym, co lubię najbardziej, nawet, jeśli mi się nie spieszy. Wolę się nie spieszyć przy zastawionym stole, a nie przy pustym :)

IMG_8597

Przed House of Sushi stała ławeczka, a na ławeczce siedziała kolejka. Państwo z kolejki zapewnili nas jednak, że po pierwsze – szybko idzie, a po drugie – przed Ato Sushi kolejka jest dłuższa, więc i tak opłaca się zostać :) Skuszeni Błękitną laguną rzeczywiście poczekaliśmy i już po kilku minutach zaprowadzono nas do stolika. Ruch spory, jak w każdej restauracji głównie zamawiano danie festiwalowe, które tym razem postanowiliśmy okrasić lampką wina śliwkowego. Niebawem przybył do nas okoń nilowy podany z sałatką z owoców egzotycznych z orzechami i sosem cytrusowym. Przyznam szczerze, że to danie podbiło nasze podniebienia błyskawicznie. Oboje stwierdziliśmy, że to nasz numer jeden :) Ryba była przepyszna, sałatka także, wszystko do siebie genialnie pasowało, a wino dodatkowo poprawiało nastrój :)
Jak na restaurację japońską przystało – nawet drzwi od toalety zamykały się bezszelestnie i pasowały bez zgrzytów do futryny. Toaleta była czysta, przestronna i wręcz przyjemna ;) Obsługa także bez zarzutu. Jedynym problemem, jaki dało się zauważyć, to zdecydowany brak krzeseł – pani przyznała, że dwa im się dziś połamały. Widocznie zbyt dobrze karmią swoich gości :)

IMG_8600

Niejako w ramach kolacji postanowiliśmy zajrzeć do Street Art Deluxe na Fileta z pstrąga w zielonej panierce z młodymi ziemniakami i zielonymi warzywami. Otrzymaliśmy spory kawał ryby, pieczone ćwiartki ziemniaczków oraz całą masę zielonego groszku, fasolki szparagowej, szparagów, kawałek karczocha… Danie było naprawdę konkretne, składało się z kilku smaków, wszystko do siebie jednak pasowało i całość była bardzo smaczna :) Popijając Książęcym Pszenicznym zastanawialiśmy się, czy powinno przejąć pałeczkę pierwszeństwa od okonia nilowego i ciężko nam się było zdecydować. Pycha! :) Organizacja bardzo dobra. Kelnerki szybkie, sprawne i pomimo późnej pory – przytomne :) Do tego sympatyczne – a przynajmniej pani, która nas obsługiwała :) Kuchnia otwarta na salę – przez duże okno, częściowo oszklone, widać, jak kucharze się uwijają, wiadć, co robią – to spory plus dla lokalu. Chętnie bym się poprzyglądała ich pracy :)

 

Gratulujemy zajęcia drugiego miejsca w konkursie! :)

IMG_8602

Nie mogliśmy sobie odmówić deseru :) Mimo późnej pory powędrowaliśmy do Niebostanu, gdzie dostaliśmy Panny z Wilka i kawę z niespodzianką. Teraz myślę, że tej niespodzianki w kawie to chyba jednak nie było :) Ale deser był bardzo smaczny. W szklaneczce poukładane warstwowo od dołu: ciastko owsiane, krem z mascarpone i truskawki. Pycha! Szczególnie z cappuccino :)
Do Niebostanu idzie się… pod górkę. Po zewnętrznych, metalowych schodkach, usytuowanych na środku podwórka, jakich w Łodzi wiele. Klub mieści się bowiem na pięterku kamienicy, a także częściowo na owych schodach (ogródek sobie zrobili, o). Na ścianach – wieszaki z łyżek i widelców. Do siedzenia – jak to często teraz bywa – wszystko, co tylko dało się zaadaptować, łącznie z paletami i… wózkami na zakupy :) Toaleta w standardzie studenckim, brakowało mi ręczniczków do wytarcia rąk, nie lubię korzystać z suszarki. Całkiem sympatyczne miejsce dla studentów.

IMG_8608

W ten sposób zakończyliśmy nasz pierwszy dzień festiwalu. Podusmowując – zjedliśmy pięć naprawdę smacznych dań oraz deser, spotkaliśmy się z raczej bardzo dobrą, choć nie zawsze wszystko ogarniającą obsługą. Byliśmy najedzeni i szczęśliwi :)
Cieszyć się też będą sklepy z wyposażeniem stołowym, bo przez cały dzień towarzyszyły nam dźwięki tłuczonych naczyń ;) Niedzielę chcieliśmy zacząć śniadaniem w Ato Sushi, ale okazało się, że otwierają dopiero o 12.00. Zatem po śniadaniu zdecydowanie niefestiwalowym wybraliśmy się do Sushi Zielony Chrzan na Carskie Uramaki. Zaskoczyła nas kolejka przed lokalem, na szczęście krótka i całkiem szybko dostaliśmy stolik. Carskie Uramaki to maki sushi z wędzonym łososiem, serkiem filadelfia i świeżym ogórkiem owinięte w japoński naleśnik i posypane kawiorem. Do tego całkiem spora kulka konkretnie ostrego wasabi :) Danie smaczne i “odświeżające” :)
Sushi Zielony Chrzan jest nieco oddalone od reszty festiwalowych miejsc, niemniej jednak nie narzeka na brak klientów. Może dlatego, że lokal jest nieduży, acz urządzony z wykorzystaniem każdego kawałka miejsca :) Nawet drzwi do toalety są przesuwne – chociaż jednocześnie trochę tandetne. W toalecie niestety polski standard, dawno nieczyszczona deska, jakieś śmieci, no niefajnie. Obsługa lekko zakręcona. Nie jestem pewna, czy chciałabym tam wrócić.

IMG_8609

Uparliśmy się jednak na Ato Sushi, więc pogodziliśmy się z faktem, że jest to lokal bardzo popularny i trzeba stanąć w kolejce przed wejściem. Kill Bill Roll brzmiało na tyle egzotycznie i atrakcyjnie, że musieliśmy spróbować. Opłaciło się: dostaliśmy miejsce przy barze i mogliśmy patrzeć kucharzom na ręce – a robili chyba wyłącznie danie festiwalowe ;) W Kill Bill Roll znalazł się – poza ryżem, rzecz jasna – między innymi ogórek, jalapeño i pyszna, marynowana wołowina. Danie było ostre i genialne w smaku, a wasabi było delikatniejsze ;) Żałuję jedynie, że nie zamówiłam zielonej herbaty, sugerowałam się pewnie temperaturą na zewnątrz…
Miejsce świetne. Nieduże, ale i jedzenie i obsługa na najwyższym poziomie. Kelner co kilka chwil wychodził na zewnątrz i uspokajał żądny jedzenia tłum, że każdego obsłużą. Zapraszał do stolików, jak tylko pojawił się jakiś wolny. Generalnie opiekował się ludźmi w środku i przed restauracją :) Nikogo zatem nie powinno dziwić, że Ato Sushi zdobyło pierwsze miejsce w konkursie :)

IMG_8613

Na ostatni rzut poszedł Deseo Tapas Bar wraz z Karmelowym Przypływem. Przeczytawszy jakąś niezbyt pochlebną recenzję poszliśmy tam z mieszanymi uczuciami, ale kompletnie niepotrzebnie – pieczony łosoś w słodkim sosie z ziemniakami purée z chrzanem i sałatką z buraczków był całkiem na poziomie :) Oto dowód, że nie należy brać recenzji z internetu na poważnie :D :D :D
Sympatyczny lokal z lekko zakręconą obsługą. Niestety, atmosferę popsuła toaleta, która była po prostu brudna. Wiadomo, że z okazji festiwalu gości będzie więcej – można się postarać o czystość w tak newralgicznych miejscach…

IMG_8614

Nie mogło zabraknąć deseru. Wybraliśmy Klubokawiarnię Kawalerkę wraz z Truflami Kangura Pantouf z espresso lub cappuccino. Cappuccino z wzorkiem z mleka, espresso i trzy czekoladowe kulki – smaki pasujące do siebie jak najbardziej, podane ładnie i wszystko było niemal ok…;)
Trafiliśmy na jakiś straszny korek za barem. Przy żadnym stoliku nie było wolnych miejsc, więc skorzystaliśmy z miękkich, wygodnych siedzisk przy barze, dzięki czemu mogliśmy obserwować, jak trójka bardzo młodych ludzi uwija się jak w ukropie przygotowując kolejne dania. Jeden z chłopców był jednocześnie kelnerem i biegał z tacą, pozostali w szalonym tempie produkowali kolejne cappuccino i nakładali kolejne porcje trufli. W pewnym momencie jakby się ocknęli, żeby nas obsłużyć, ale jednocześnie do baru podszedł ktoś czekający dramatycznie długo na obsługę.
Nie można zarzucić młodzieży, że się nie starała – wręcz przeciwnie. Gdybym to ja siedziała przy stoliku na zewnątrz, z pewnością też wróciłabym do baru zdenerwowana przedłużającym się oczekiwaniem (albo raczej wypchnęłabym do baru Wilczego ;). Ale przypadkiem usiedliśmy tak, że widzieliśmy, co się tam dzieje – więc nie moglibyśmy się czepiać obsługi. W międzyczasie zapchał się ekspres, przyszedł jeszcze ktoś czekający na obsługę, aż w końcu – powoli – wszystko się uspokoiło. Młodzież odetchnęła i zajęła się sprzątaniem.
Widać, że zależy im na tej knajpce (są jej właścicielami). Zabrakło pewnie trochę doświadczenia (chociaż prowadzą Kawalerkę już blisko rok), przydałaby się lepsza organizacja pracy, ale jeśli nadal będą się tak starać, to z pewnością wypracują to wszystko. W każdym razie ja im będę kibicować, a za jakiś czas wrócę sprawdzić, czy w toalecie pojawił się wieszak na torebki :) Czego sobie i im życzę :)

IMG_8616

Niestety, na więcej dań nie starczyło nam już żołądków i czasu… Trafialiśmy raczej dobrze: jedzenie, chociaż nie zawsze wybitne, to przynajmniej było bardzo smaczne i zazwyczaj pięknie podane, obsługa uśmiechnięta i zaangażowana. Niemniej jednak nie wszędzie tak było. Restauracja Amarant w sobotę była czynna bodajże do 14, później mieli jakąś imprezę zamkniętą (wyglądało to na wesele) – w tej sytuacji chyba nie powinni brać udziału w konkursie w ogóle? Natomiast w Drukarni Składzie Wina i Chleba w sobotę w połowie dnia zabrakło już dania festiwalowego (to wiemy dzięki doniesieniom znajomych, sami próbowaliśmy się do tej restauracji dostać, ale nie mieliśmy szans, a za siedzenie w kałuży to ja uprzejmie dziękuję).
Niemniej jednak imprezę uważamy za udaną i już się cieszymy na następną edycję. Poznaliśmy kilka nowych miejsc, kilka nowych smaków ;) Oby tak dalej! :)

mapka1s

mapka2s

Wyszperane w Sieci:

Festiwal Dobrego Smaku
Restauracja Kamari (dop. 2017 – nieczynna)
House of Sushi
Niebostan
Sushi Zielony Chrzan
Ato Sushi
Klubokawiarnia Kawalerka

Odpowiedz

Skomentuj
Podaj swoje imię

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.

Jak się spotkali? Przypadkiem, jak wszyscy. Jak się zwali? Na co wam ta wiadomość? Skąd przybywali? Z najbliższego miejsca. Dokąd dążyli? Alboż kto wie, dokąd dąży?

Denis Diderot "Kubuś Fatalista i jego pan"

Najchętniej czytane